kiedy mowic o ciazy
Kroczył szybko, bez wahania, jak ktos, kto wie, co robi. Jak ktos, kto tu przynale¿y. Co za ironia. On przecie¿ nigdy nigdzie nie przynale¿ał, zawsze był osoba z zewnatrz, kims, kto tylko przyglada sie wszystkiemu 102 przez okno. Có¿, teraz nie bedzie patrzył, teraz w koncu rozbije szybe. Dochodzac do oddziału oparzeniowego, zatrzymał sie na chwile, czekajac, a¿ ktos znowu wezwie zagoniona pielegniarke. Kiedy znikneła za drzwiami jednej z sal, szybko wszedł do pokoju Charlesa Biggsa. Kierowca cie¿arówki wygladał strasznie. Le¿ał na łó¿ku nieruchomo, spowity w banda¿e. Skóra w miejscach nie osłonietych opatrunkami była czerwona i pokryta lepka wydzielina. Z jego ciała sterczały jakies rurki, a z kroplówki saczyły sie w jego ¿yły srodki przeciwbólowe i diabli wiedza co jeszcze. Za pózno. Biggs i tak by nie prze¿ył. Zbli¿ył sie do łó¿ka nieszczesnika. Tak, tak własnie bywa, jesli przypadkiem sie człowiek znajdzie w niewłasciwym miejscu w niewłasciwym czasie. Miałes pecha, Biggs. Biggs z trudem wciagał powietrze w poparzone płuca. Kosztujesz mnie troche zachodu, sukinsynu, pomyslał, wyciagajac z kieszeni cienki plasterek gumy wielkosci serwetki. Umiescił go na twarzy Biggsa, przyciskajac dłonie w rekawiczkach do jego ust i nosa. Biggs zesztywniał, próbował chwycic oddech - walczył, choc był nieprzytomny. Musiał wło¿yc troche wysiłku, by przytrzymac szarpiace sie, pote¿ne ciało, ale wszystko szybko sie skonczyło. Charles Biggs i tak ju¿ zbyt długo ociagał sie pod drzwiami smierci. On po prostu tylko pomógł mu przekroczyc próg. Kiedy wychodził z pokoju, aparatura zaczeła wsciekle piszczec. Usmiechnał sie i ruszył w strone klatki schodowej na tyłach szpitala. Otworzył drzwi i zaczał szybko schodzic po schodach. Uwa¿ał, ¿e wyswiadczył temu ¿ałosnemu draniowi przysługe. Wielka przysługe. 103 Na pierwszym pietrze, wychodzac z klatki schodowej na korytarz, omal nie potracił pielegniarki biegnacej w przeciwna strone. - Przepraszam - mruknał. Pielegniarka spojrzała na plakietke, potem na jego twarz i znowu na plakietke. - Carlos? - zdumiała sie. Natychmiast odwrócił sie do niej plecami, - Hej! - zawołała za nim. Wybiegł za podwójne drzwi wyjsciowe, miał nadzieje, ¿e ta kobieta nie zda¿yła mu sie przyjrzec. Wpadł na wózek inwalidzki, w którym siedział jakis pacjent, i omal sie nie przewrócił. - Cholera - warczał pod nosem, zdzierajac z siebie kitel.