orzechowych cukierków M&M. - Proszę jeszcze to doliczyć.
- Si. - Vianca wstukała kod, szybko poruszając idealnie wypielęgnowanymi paznokciami po klawiaturze. Cały czas unikała wzroku Shelby. - Dolar osiemdziesiąt dziewięć - oznajmiła. Shelby wręczyła jej banknot pięciodolarowy, zaczekała na resztę i podeszła do lady, gdzie stały trzy różnie oznaczone, chromowane dzbanki z kawą. Wlała sobie bezkofeinową i otworzyła torebkę ze śmietanką w proszku. Drzwi znowu się otworzyły, ale Shelby nawet tego nie zauważyła, zajęta mieszaniem kawy. Podniosła kubek do ust, posmakowała gorącej kawy i zaczęła rozmyślać nad tym, jak dostać się do gabinetu ojca. Mogłaby spróbować się włamać albo ukraść klucze, albo złożyć mu wizytę, a potem ukryć się w toalecie, albo... 125 - Pani nazywa się Shelby Cole! Aż podskoczyła, słysząc damski głos. Gorąca kawa wylała się z kubka i poparzyła jej palce. Podniosła głowę i spojrzała w oczy filigranowej kobiety, której nie poznawała. - Katrina Nedelesky - powiedziała nieznajoma, wyciągając rękę. - Ach, ta reporterka. - Zgadza się. Magazyn „Lone Star”. - Ujęła dłoń Shelby małymi, mocnymi palcami i uścisnęła ją zdawkowo. - Chciałabym z panią porozmawiać. Shelby zerknęła na zakrzywione lustra w pobliżu sufitu. Na zniekształconym odbiciu było widać, że stojąca przy kasie Vianca bacznie obserwuje obie panie. - O czym? - O wszystkim. Zapewne słyszała pani, że robiłam wywiad na wyłączność z Calebem Swaggertem, ale on zmarł dziś po południu. Shelby spojrzała w błękitne oczy kobiety. Chociaż nigdy wcześniej jej nie widziała, było w Katrinie coś znajomego, jakieś od dawna zagrzebane wspomnienie, które przebijało się na powierzchnię, ale, tak jak jej własne odbicie w zakrzywionym lustrze, to coś było zniekształcone i dalekie. - Nie wiem, jak mogłabym pomóc - powiedziała Shelby, czując na plecach wzrok Vianki. W końcu Katrina chyba zrozumiała, że to nie jest to odpowiednie miejsce na rozmowę o morderstwie Estevana. - Zadzwonię do pani. Mieszka pani z ojcem, prawda? - Na razie. - Jak długo jeszcze? - Nie wiem. - Wypiła kolejny łyk kawy i poczuła na czole krople potu. - Wobec tego zadzwonię do pani. Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wparował Roberto, brat Vianki. Terkotał po hiszpańsku tak szybko, że Shelby zrozumiała zaledwie kilka słów. Miał czerwoną twarz i rozdygotane ręce, które wsunął głęboko we włosy. Raz po raz padało słowo madre. Wprawdzie Shelby niewiele z tego rozumiała, ale trudno było pomylić takie nazwiska jak McCallum czy Swaggert. W pewnym momencie Roberto wspomniał coś o jakimś cabrón ale Vianca przerwała mu i spojrzała surowo w stronę Shelby. Roberto nie pojął aluzji i w dalszym ciągu złorzeczył po hiszpańsku, a nazwiska takie jak Swaggert, Smith i McCallum opatrywał przekleństwami. Twarz Vianki poszarzała. Dziewczyna zaczęła mówić coś gwałtownie, przewiesiła przez ramię pasek skórzanej, wysadzanej paciorkami torby i wybiegła frontowymi drzwiami. Rozgniewany Roberta wciąż klął po hiszpańsku. Katrina obserwowała tę scenkę z uniesionymi brwiami. - Ciekawe, o co im poszło - mruknęła, odprowadzając wzrokiem Viancę. Przez zabrudzoną szybę Shelby zobaczyła, że Vianca wskakuje do swojego el camino i szybko wyjeżdża z parkingu. - Nie odważyłabym się snuć domysłów na ten temat. - A ja wręcz przeciwnie. Czy jej matka nie jest... no... delikatnie mówiąc, trochę nie tego? - Czyli stuknięta? - Właśnie. - Nigdy jej nie poznałam. 126 - Hm, rozmawiałam tu w Bad Luck z wieloma ludźmi. Podobno Aloise, tak brzmi jej nazwisko, prawda? Nazwisko panieńskie? - Chyba tak. - Podobno Aloise jest na granicy obłędu. - Już mówiłam, że nie znam Estevanów - odparła Shelby i Katrina znowu zwróciła na nią swoje zimne, niebieskie oczy.